Mówi się o dzieciach, że są świetnymi recenzentami dedykowanych dla siebie produktów. Ich opinie, a właściwie reakcje, są zupełnie szczere, spontaniczne i nieuprzedzone. Zauważyłem, że wielu rzeczy, które stworzono dla Nich nie rozumiałem do czasu aż sam nie stałem się rodzicem. Tak było ze świnką Peppą, która drażniła mnie swoim charakterem do czasu aż nie zacząłem jej oglądać z moją dwu i pół letnią wówczas córką. Na pewnym etapie, swojego dzieciństwa trwającym może nawet ok. 2 lat, Maja zawsze wybierała Peppę z obszerniejszej listy innych bajek, a potem to samo robił młodszy o dwa lata Filip. Później, poza faktem upodobania przez dziecko, doceniłem w tej produkcji także typ obrazu, specyficzną uproszczoną i luźno stosowaną perspektywę, prostotę profili postaci np. to, że oczy są po tej samej stronie głowy, teksty okraszone wybornym, ale dyskretnym poczuciem humoru i idealnie rozwijającą akcję fabułę. W końcu z zachwytem uznałem tę bajkę za wybitną dedykację dla dzieci. Dopiero obserwując reakcję mojej dwójeczki – Mai i Filipa na rozmaite stworzone dla dzieci utwory, jestem w stanie ocenić poziom talentu ich twórców.
Którędy do Yellowstone czytaliśmy Mai dwa razy, drugi raz już na Jej prośbę, co jest chyba wystarczającą recenzją, biorąc pod uwagę książkę o charakterze edukacyjnym. Czytanie było rozpisane na wiele wieczorów. Nasza córka sama prosiła o czytanie kolejnych rozdziałów przygód Uli i Kuby podróżujących po Narodowych Parkach Świata.
Yellowstone to nie pierwsza książka popularno-naukowa, która zastąpiła nam zwyczajowe wieczorne bajki. Od dawna już myślę, że to naprawdę dobry czas dla rozwoju najmłodszego pokolenia, jeśli tworzy się dla niego takie książki zamiast zapamiętanych przeze mnie z własnej szkoły nudnych podręczników, co więcej jeśli one stają się tak jak w tym przypadku szkolnymi lekturami.
Sam pamiętam ile uwagi w dzieciństwie poświęciłem atlasowi historycznemu ilustrowanemu przez Szymona Kobylińskiego. W latach 80 minionego wieku był on jednym z pierwiosnków trendu, który dziś jest już powszechny i ubiera wiedzę, w komiksowe szaty. Rysunki atlasu Kobylińskiego umieszczone na marginesach map, budziły mój dziecięcy zachwyt i wprowadzały w świat opisywanych epok historycznych. Było ich niewiele, ale długo patrzyłem w ich kierunku w poszukiwaniu nowych detali. Stały się one atrakcją w szarym świecie, gdzie wszystko było deficytowe. Zatem idea Którędy do Yellowstone nie jest już nowa na rynku wydawniczym. Od wielu lat mamy komiksowe podręczniki. Przekładanie czasem bardzo poważnej wiedzy na język graficzny, rozluźnia przez to jej formę i zwiększa atrakcyjność dla młodych odbiorców. Infografiki, rysunek narracyjny, komiks, postmodernistyczna ilustracja tworzą całkowicie nowe formy i komfort przyswajania tych treści.
Małżeńska spółka autorska Daniela i Aleksandry Mizielińskich przyzwyczaiła nas już do niezwykle udanych publikacji. Są przecież autorami ogólnoświatowego sukcesu wydawniczego jaki odniosły Mapy czy fenomenalnej serii Mamoko, byli nagradzani za m.in. Co z Ciebie wyrośnie czy D.O.M.E.K. Ich książki przetłumaczono na ponad 30 języków dzięki czemu są jednymi z najbardziej wartościowych ambasadorów polskiej kultury na świecie.
Którędy do Yellowstone utrzymuje się w konwencji graficznej stosowanej wcześniej przez Mizielińskich. Harmonie barw podane są jak w każdej wcześniejszej pozycji w wyrafinowanych gamach. Książka jest barwna, ale nie epatuje zbyt krzykliwą kolorystyką. Kolor jest tu dodatkowym elementem interpretacyjnym, wyraża miejsce i jego cechy. Wzbudza on wrażenie palącego słońca i spiekoty w Namib Naukluft, gdzie indziej „ochładza” strony dedykowane Grenlandii. Obok treści dodatkowo działa na wyobraźnię czytelnika.
Ilustracje i komiksy rysowane są w sposób niezwykle prosty i bezpretensjonalny oraz dziecięcy. Korzeni ich stylu rysowania możemy doszukać się w twórczości jednego z największych mentorów polskiej ilustracji dla najmłodszych, zmarłego w roku 2019 Bohdana Butenki. Od Mizielińskich dostajemy jej piękną i uniwersalną aktualizację. Pamiętam kiedy pierwszy raz zetknąłem się z ich książką. Już nie wiem ile lat temu trzymałem w ręce Mamoko, zakupione w księgarni Muzeum Narodowego w Krakowie. Myślałem wtedy: jakie to proste i jakie trendy?! Yellowstone ma dokładnie te same cechy. Prostota i piękno tej książki urzeka w sposób uniwersalny – mnie jako grafika jak i ludzi nie mający nic wspólnego z plastyką.
Jeśli jednak ktoś nie ufa tej prostocie i chciałby podważyć warsztatowe umiejętności autorów to znajdzie tu także bardziej skomplikowane technicznie ilustracje, głównie te z atlasowych części książki poświęconych przyrodzie. Pojawiające się od czasu do czasu monochromatyczne rysunki zwierząt, pokazują nie tylko zakres możliwości graficznych autorów, ale głęboką świadomość zastosowania konwencji do obranych celów.
Wspomniana konwencja komiksu pojawiająca się w Którędy do Yellowstone staje się głównym silnikiem fabuły. Wpłynęła ona na całkowitą zmianę tradycyjnej architektury typografii stron. Poprzez komiksowe kadry, zróżnicowanie ich rytmu i proporcji, oko czytającego nie jest zmuszone do rytmicznej podróży od lewej do prawej strony lecz swobodnie wędruje w różnych kierunkach po zaskakujących strukturach kompozycyjnych. Każda strona jest inna i nowa. Oko jest prowadzone, szuka i nigdy się nudzi.
Dodatkowo zmienna proporcja komiksowych kadrów pozwala na różne graficzne zabiegi, szerokie panoramy ukazują bezmiary środowisk pustynnych, gęste od detalu strony tworzą materię lasu i dżungli. Mamy tu także mapy i rytmiczne niemal abstrakcyjne ujęcia charakterystycznych fragmentów przyrody. Fabuła książki jest czysto pretekstowa. Sympatyczny i jowialny żubr Kuba mieszkający w Puszczy Białowieskiej dostaje list od kuzynki Bizonicy Dakoty, mieszkanki Parku Yellowstone w Ameryce Północnej. List zawiera zaproszenie.
W szaloną podróż wyrusza jeszcze bystra i odważna wiewiórka o imieniu Ula. To ona rozwiewa wątpliwości i obawy żubra wobec trudności podróży. Inspirująca, przedsiębiorcza i praktyczna, wykorzystuje Internet i nowoczesne urządzenia elektroniczne do planowania podróży. Skład ekspedycji uzupełnia jeszcze zwerbowany przewodnik i doradca – gołąb Filip, wytrawny znawca cywilizacji ludzkiej dobrany z uwagi na swoje wcześniejsze municypalne doświadczenia. Dalej jest już tylko wariackie przemieszczanie się z kontynentu na kontynent. Razem z trójką przyjaciół zwiedzamy najpiękniejsze i najbardziej charakterystyczne Parki Narodowe Świata, a poza prostą, przygodową fabułą książka oferuje opisy przyrodnicze, historyczne oraz elementy dopasowanego konwencją graficzną do reszty zawartości atlasu przyrodniczego. A wszystko to doprawione doskonałym poczuciem humoru, jednocześnie familiarnym i wytwornym, utrzymanym w angielskim stylu. Postacie zyskują charakter mimo utrzymania dziecięcego charakteru fabuły. Wszystko jest niby na serio, ale wszędzie są dyskretne mrugnięcia oczu do czytelnika. Same historie parków, wplecione w fabułę, opowiadane przez napotykanych w nich mieszkańców, są ciekawe, ożywcze i pełne interesujących detali. Jakże dobrze się to czyta!
Rozerwanie tradycyjnej granicy pomiędzy przygodowym komiksem, a podręcznikiem lub materiałem popularno – naukowym otwiera tę pozycję na znacznie większy krąg potencjalnych czytelników. Zwłaszcza tych małych, dla których sama treść informacyjna nie byłaby wystarczająco atrakcyjna. Teraz mają oni raczej poczucie oddania czasu rozrywce niż nauce. Przyjemność obcowania z tą książką gwarantuje nie tylko większą przyswajalność jej treści, ale skłania dzieci do kilkukrotnego czytania. Później są już tylko same pozytywne tego skutki – wiedza, świadomość ekologiczna i wrażliwość na przyrodę.
Gwarantuję, że przy lekturze Którędy do Yellowstone nie powinien się nikt nudzić. Ani czterolatek ani jego tata, dziadek czy babcia zatrudnieni do czytania. Tym razem nie będą ziewać i to jest także istotny pożytek. Czy trzeba czegoś więcej?
Autor tekstu: Rafał Zalubowski
Data publikacji: 9.11.2021 r.
Absolwenci Szkoły Rysunku Zalubowski – wywiad z Mateuszem Urbaniakiem (…) Tematy są tam raczej ściśle architektoniczne. Oprócz tego pojawiają się w nich ostatnio elementy ekologii i recyklingu, jak np. użycie materiałów z odzysku. Mam też wrażenie, że sam pomysł i główny obiekt tematu są punktowane bardziej od kompozycji niż np. w Krakowie Mateusz Urbaniak
Jak skutecznie przygotować teczkę? – Wywiad z Dobrawą Nosko (…) Do dziś pamiętam zajęcia z monotypii (na których powstały moje ulubione prace) czy też tworzenie animacji pod okiem Eweliny. Innymi słowy szkoła Zalubowski nauczyła mnie jak wykorzystywać w pracach różne ciekawe techniki, ale także kreatywnego myślenia i dobrego warsztatu. Dobrawa Nosko Zapraszamy do przeczytania kolejnej […]
Jak skutecznie przygotować teczkę? – Wywiad z Olą Chryc (…) Dzięki Szkole Rysunku Zalubowski nauczyłam się, aby nie porównywać siebie do innych. Tworzenie sztuki to również inspirowanie się dokonaniami innych, jednak kiedy innym prace wychodzą, a samemu ma się gorszy dzień, bardzo łatwo spada humor. Dzięki szkole udało mi się przezwyciężyć ten niezdrowy zwyczaj i […]
Boże Narodzenie Boże narodzenie, czas, w którym wszędzie słychać tkliwe świąteczne piosenki, wokół nas jest pełno szopek i śniegu, czasami sztucznego, a czasami nawet prawdziwego. Wszystkie te rzeczy wprowadzają nastrój przepełniony czymś wyjątkowo przyjemnym, w którego tle przewija się religijny charakter świąt. Historia o narodzinach Jezusa była tematem dzieł od samego początku chrześcijaństwa, które z […]